baner

Recenzja

Asterix & Obelix: Slap them All! [recenzja]

Przemysław Pawełek recenzuje Asterix & Obelix: Slap them All!
6/10
Asterix & Obelix: Slap them All! [recenzja]
6/10
Piękno grafiki, monotonia rękoczynów

Pierwsze zapowiedzi nowej gry na bazie serii komiksowej o przygodach dzielnego Galla Asterixa zwróciły moją uwagę. Grafika wyglądała prześlicznie, łechcąc moje wyrobione na komiksach poczucie estetyki i ożywiając wiele ciepłych wspomnień, a jednocześnie sposób na rozgrywkę wydawał się być ujęty bezbłędnie. Zero kombinowania, po prostu marsz w prawo i pacyfikowanie kolejnych zastępów Rzymian, formuła, której nie da się zepsuć, bo działa od czasów salonów z automatami.

No i niestety nie wszystko poszło dobrze.

Gra studia Mr. Nutz budzi u mnie dosyć sprzeczne wrażenia, zacznę więc od plusów.

Grafika - zgodnie z prezentowanymi materiałami - prezentuje się znakomicie. Autorzy odeszli od przeeksploatowanego nurtu gier w środowisku trójwymiarowym i zamiast tworzyć przestrzenne modele bohaterów i środowiska - po prostu odwołali się do źródła. Po prostu postanowili być wierni licencji, na której się oparli, bo po co innego opierać się na takiej marce? W efekcie zarówno Asterix, Obelix, jak i reszta bohaterów z tego światka, wygląda niczym na kartach komiksu, czy scenach z filmów animowanych. Znakomicie też wypadają tła.

Tak samo nie jestem w stanie nic zarzucić animacji ich ruchów, włącznie z cieszącymi oko drobiazgami. Szturmujący wrogów Asterix przebiera nogami tak szybko, że rozmywają się one w ruchu, pacyfikowani przeciwnicy gubią zęby, a wymierzanym ciosom towarzyszą pojawiające się na ekranie onomatopeje.

Nieźle też oparto się na źródłach, bo wzięto na warsztat parę komiksów, dzięki czemu Asterix z Obelixem odwiedzają Hiszpanię, ścierają się z wikingami, nie brakuje też obowiązkowych dla serii spotkań z piratami, a ostatecznie wszystkie drogi i tak prowadzą do Rzymu, także Gallów.

Rozgrywka? Sprawdzony mechanizm - idź w prawo, bij normalnym atakiem, mocno bij zużywającym energię atakiem specjalnym, szarżuj albo ciskaj przeciwnikami w ciżbę wrogów. Można też skakać.

Brzmi klasycznie, tylko że szybko w zabawę zaczyna się wkradać monotonia, następnie nuda, a w okolicach drugiej godziny zabawy byłem już autentycznie tą grą zmęczony. Wrogowie - przynajmniej na średnim poziomie trudności - stanowią umiarkowane zagrożenie, bo o ile nie pozostaje się w jednym miejscu i nie przestaje się wymierzać ciosów - to pozostaje się niemal nietykalnym. Zaszkodzić mogą co najwyżej mocniejsi przeciwnicy, bo wrogowie pojawiają się w kilku gatunkach i w prawie każdym z nich mamy do czynienia z jednostkami silniejszymi, bądź dysponującymi specjalną umiejętnością. Szybko jednak zauważa się powtarzalność. Żołnierze rzymscy w większości różnią się zaledwie twarzą, i stanowią podobne wyzwanie niezależnie od tego, czy jest ich czterech, czy też dwudziestu. Do tego mamy stanowiących podobne wyzwanie opryszków (gdzie jednak twardsza odmiana może szarżować), którzy zazwyczaj różnią się tylko kolorem stroju i twarzą. Są też praktycznie identyczni wikingowie, pojawiają się również gladiatorzy. I ci mogą nagle wywrócić grę, która sama się przechodzi, do góry nogami, bo nie tylko mają kilka umiejętności, dzięki którym stają się wyzwaniem, ale też są stanowczo wytrzymalsi od poprzedników. I ta walka nie staje się przez to bardziej satysfakcjonująca, zamiast tego jest po prostu dłuższa i bardziej żmudna. Z normalnymi wyzwaniami nie jest zresztą dużo lepiej, bo szybko się okazuje, że najlepiej naprzemiennie szarżować i ciskać wrogiem, inaczej będzie trzeba dużo bardziej uważać, by nikt nie zaszedł nas od tyłu czy nie stratował, a wszystko trwa dłużej, a wcale nie jest to przyjemniej. Są też bossowie, i jest to jakiś plus, że w ogóle się pojawiają, ale tratowanie znowu okazuje się być optymalnym rozwiązaniem.

Monotonna szybko staje się więc walka, monotonię wprowadzają pojawiający się przeciwnicy, monotonne są tu też lokacje, gdzie po prostu idziemy nieustannie w prawo, idziemy, idziemy, okazjonalnie w górę czy w dół, czasem znajdziemy po drodze beczki, aż po którejś z walk gra informuje, że dotarliśmy do końca misji. Powtarzają się tła, bo można odnieść wrażenie, że przez połowę gry idzie się przez ten sam las, co akt trafia się na bardzo podobne do siebie statki, przy czym zazwyczaj jest to statek piratów. I tak, jak rozumiem nawiązanie do komiksów, gdzie piraci też pojawiali się przy każdej zamorskiej podróży, tak upchnięcie ich w jedną grę co akt wydaje mi się być zbyt daleko idącym pójściem na skróty. Ostatecznie dostajemy więc zbiór środowisk dość wiernych oryginałowi, atrakcyjnych wizualnie, ale na dłuższą metę nudnych.

Na sam koniec zostawiłem sobie drobiazgi. Bardzo się zdziwiłem, że po włączeniu gry Asterix przemówił do mnie po angielsku. Rozumiem ten język, ale preferuję granie w gry zgodnie z językiem oryginalnym, a tu naturalnym wydawał mi się język francuski. Niestety nie ma takiej opcji, bo gra ma udźwiękowienie tylko w jednym języku. Na dłuższą metę nie ma to zresztą większego znaczenia, bo głosy bohaterów słyszymy tylko w trakcie walk, gdy nie ma czasu czytać napisów na dole ekranu, słyszymy też czasem głos lektora z offu. Jak natomiast wyglądają cut scenki? To obrazki przedstawiające bohaterów, których dialogi przedstawiono w formie tekstowej. Mamy do czynienia z adaptacją komiksu, i to rozwiązanie też wydawałoby się trafione, tylko że rysunki są absolutnie statyczne, nakładane są na jedno z dwóch czy trzech rodzajów tła. Jedynym chyba odejściem od tego kolejnego pójścia na skróty jest finał, gdzie choć na chwilę rysunki ożywają oraz zostają umieszczone w komiksowych kadrach.

"Asterix & Obelix: Slap them All!" ostatecznie nie jest grą złą. Jest po prostu grą marnującą swój potencjał, bo strona wizualna wyróżnia tę produkcję na tle konkurencji nie tylko z ostatnich miesięcy. Brak tu większego urozmaicenia. Rozumiem brak rozwoju postaci, bo mamy do dyspozycji konkretnych, ukształtowanych bohaterów, ale brak choćby dania tym postaciom większej możliwości ruchów, czy większego urozmaicenia w 'rodzajach' przeciwników. Czy możliwości czasowego rozwijania ich możliwości poprzez wypicie eliksiru (Asterix) czy zjedzenie prowiantu (Obelix). Ostatecznie dostajemy grę, która znużyła mnie, nim doszedłem do połowy, choć to gra na - uwaga, kolejna wada - raptem jakieś sześć godzin. Co ostatecznie wydaje mi się być jednak przy takiej rozgrywce plusem, choć nie do końca idzie z objętością tej gry w parze jej cena.

Choć może źle do tego podchodzę. To gra familijna, acz nie do końca w tym uniwersalnym znaczeniu, jako gra dla całej rodziny i osób w każdym wieku. To raczej gra dla dzieciarni zafascynowanej dzielnymi Gallami, która dostanie ożywioną kreskówkę, która nie powinna stanowić większego wyzwania, a w przypadku problemów z gladiatorami czy którymś bossem - zawsze do ekranu można zaciągnąć rodzica i wręczyć mu drugiego pada, by we dwójkę utorować sobie drogę do Juliusza Cezara. Dla dorosłego gracza, który zjadł zęby na "Golden Axe" czy "Double Dragon", nie ma jednak ta gra do zaproponowania dużo więcej poza grafiką.


Autor recenzji jest redaktorem Polskiego Radia.

Opublikowano:



Asterix & Obelix: Slap them All!

Asterix & Obelix: Slap them All!

Premiera: Grudzień 2021
Oprawa: PS4, Nintendo Switch, Xbox One
Wydawnictwo: Koch Media
WASZA OCENA
Brak głosów...
TWOJA OCENA
Zagłosuj!

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-